pułapki-produktywności
|

Podcast Oswajam Online – odcinek 23

Dziś porozmawiamy o produktywności bez spiny i kija w tyłku, ale opartej na podstawach naukowych. Gościnią odcinka jest Monika Torkowska.

Kliknij w odtwarzacz poniżej, żeby posłuchać dwudziestego trzeciego odcinka podcastu Oswajam Online dla twórców cyfrowych, edukatorów i soloprzedsiębiorców, którzy przedzierają się przez tą internetową dżunglę chcąc zarabiać w sieci na swojej wiedzy i pasji.

Podcast znajdziesz też popularnych w aplikacjach – m. in. Apple Podcast i Spotify.

Marta: Cześć Monika, dzięki za przyjęcie zaproszenia. Cieszę się bardzo na naszą rozmowę, ale zanim zaczniemy, powiedz krótko, czym się zajmujesz i gdzie w sieci można cię znaleźć.

Monika: Cześć Marta, bardzo dziękuję za zaproszenie. Nazywam się Monika Torkowska. W sieci zajmuję się głównie edukacją na temat produktywności takiej trochę innej, o której dzisiaj pewnie porozmawiamy, niż taka standardowo rozumiana. Bez spiny, bez kija w tyłku, z dbaniem o siebie. Też mocno teraz siedzę w temacie właśnie skupienia, koncentracji, co w tym cyfrowym naszym dzisiaj świecie dosyć mocno urasta, mam wrażenie na znaczeniu. Edukuję na ten temat. Tworzę podcast, który właśnie wokół tych tematów się obraca. Znajdziecie go pod tytułem Między Wskazówkami. 

Gdzie mnie można znaleźć? Oczywiście w tym podcaście. Wszędzie występuję pod swoim imieniem i nazwiskiem. Jako Monika Torkowska w social mediach, a na monikatorkowska.com mam archiwum bloga i wszystkie odcinki mojego podcastu też z transkrypcją (i tu puszczam oko do rodziców małych dzieci albo osób, które wolą czytać). No i na nierozpraszalnosc.pl – tam mam platformę ze swoimi materiałami edukacyjnymi.

Marta: No właśnie podcast, bo ty w tym podcaście masz bardzo fajne intro, które pasuje do tematu naszej rozmowy, czyli takiej mądrej produktywności albo może zdrowej produktywności, bo ty mówisz, że między wskazówkami to jest audycja, w której zastanawiamy się jak nauczyć się odpuszczać, kiedy warto, robić, kiedy trzeba i odpoczywać jak się chce. I w związku z tym chciałabym cię zapytać, co to dla ciebie znaczy być produktywnym. Bo mam wrażenie, że wokół produktywności narosło dużo dziwnych rzeczy.

Monika: Masz rację, tak i to jest też jedna z takich motywacji do tego mojego tworzenia w sieci, bo fakt jest taki, że ja zaczęłam tworzyć w sieci na bazie swojego doświadczenia, bo kiedyś bardzo potrzebowałam produktywności, tylko no właśnie, nie było kiedyś treści o takiej zdrowej produktywności, jak ty to fajnie ujęłaś. Myślę, że definicja tutaj ma duże znaczenie, bo w ogóle język którym opowiadamy sobie świat ma znaczenie. I taka definicja, która mi najlepiej służy, jest taka, że produktywność to sztuka robienia właściwych rzeczy we właściwym czasie i we właściwy sposób. Mogę to rozebrać trochę na takie małe czynniki pierwsze, żeby to lepiej wyjaśnić.

Marta: Rozbieraj.

Monika: Dobrze. Więc tak, właściwy sposób, czyli w mojej głowie jak najprostszy. Bo jako ludzie mamy trochę tendencję do tego, żeby czasami sobie robić pod górkę i sobie utrudniać. Bardzo często w twoim podcaście widzę to wybrzmiewanie tematu „upraszczajmy rzeczy”, w biznesie także. W produktywności to też ma duże znaczenie, bo my potrafimy sobie bardzo dużo dorzucić do pieca. Bardzo dużo roboty dorzucić i to nie zawsze ma sens.

Dla mnie samej to jest chyba jedno z największych wyzwań, jeśli spojrzymy na całą tę definicję. Bo oznacza eliminowanie wielu rzeczy, które mają nieadekwatny do wysiłku efekt. A czasami jest bardzo trudno to wyłapać. To tak zgodnie z zasadą Pareta moglibyśmy powiedzieć, że 20 % wysiłków może przynieść 80 % efektów. Nie zawsze nasze działania się wpisują w tę zasadę.

Właściwy czas, czyli kiedy warto coś robić, kiedy powinno się coś robić, kiedy ja potrzebuję, żeby coś było robione. Czyli na przykład, kiedy jestem zmęczona, to co do zasady nie jest najlepszy czas na zaczynanie jakiejś kolejnej rzeczy. Mówię co do zasady, no bo kontekst tu jest ważny. Jak masz dziecko płaczące w tle za tobą, a ty jesteś zmęczona, no to pewnie to zmęczenie jednak pójdzie w odstawkę. Kontekst naprawdę ma znaczenie.

Kiedy człowiek ma superkreatywny czas w głowie, to prawdopodobnie to nie jest najlepszy czas, żeby scrollować Instagrama. Tylko żeby tę kreatywność wykorzystać. To jest takie trochę słuchanie siebie i odpowiadanie w miarę możliwości, w miarę Twoich umiejętności na własne potrzeby. I ja wiem, że to jest wyzwanie, bo dokładnie w tym miejscu byłam. Ba! Mogę powiedzieć, że nadal to jest dla mnie w pewnym sensie wyzwanie. 

Ja tutaj nie startuję z pozycji osoby, dla której wszystko tu jest perfekcyjne, gładkie, łatwe i przyjemne. Absolutnie nie. I chodzi też trochę o to, żeby ta codzienność nie była wypełniona poprzez powinności. Bo jeśli twoje życie składa się tylko z tego, co musisz robić, z gaszenia pożarów, to może zupełnie zabraknąć przestrzeni na robienie tych fajnych rzeczy. Tych które chcemy robić. A nazywam to sztuką, dlatego że to sztuka podejść do siebie z sercem wtedy, kiedy właśnie w głowie dźwięczy ci głos „więcej” albo z zewnątrz słyszysz właśnie taki głos, że więcej, lepiej, mocniej, a ty nie dajesz rady i no nikt cię nie nauczył w przeszłości robić inaczej. To jest też sztuka skupić się na pracy, kiedy w social mediach po drugiej stronie ekranu tysiąc osób dba o to, żeby no właśnie przed tym ekranem jak najwięcej czasu spędzić.

I to też sztuka odpuścić i zrezygnować, kiedy jakiś projekt jest taki może meh, a robimy go, no bo dźwięczy nam w głowie: Powiedziałaś A, to trzeba powiedzieć B. No i tak, to taka moja definicja, trochę niestereotypowa.

Marta: Powiem ci, że może nie stereotypowa, ale jest bardzo bliska mojej i mojemu podejściu. Bo dla mnie być produktywnym to nie jest robić więcej albo robić wszystko, a właśnie dobrze wybierać priorytety i znajdować sobie sposoby na optymalizację tego, w jaki sposób ja wykonuję te wybrane przeze mnie działania, tak żeby robić je szybciej albo łatwiej w jakiś sposób. Bez utraty jakości finalnego rezultatu. 

Ja mam też takie wrażenie, że my bardzo chcemy jakiegoś gotowca. Mamy tak jako ludzie, że chcemy żeby było łatwo i po prostu chcielibyśmy dostać gotowca, zrobić kopiuj w klej u siebie i gubi nas to, że pomijamy ten element, że jesteśmy różni jako ludzie, więc ta produktywność, ten sposób na bycie produktywnym dla każdego może oznaczać zupełnie coś innego. Nie ma takiego jednego wzorca produktywności. Nie wiem jak to czujesz, zgadzasz się z tym?

Monika: Nie ma. Totalnie nie ma. Myślę, że to jest właśnie trochę taki problem z tym, jak próbujemy posklecać różne triki z internetu.  Ja doskonale wiem, że chętnie wchodzimy w artykuły „5 sposobów na coś tam”. Sposobów – takich właśnie gotowców. Nie, że ktoś ci pokazuje na przykład 5 mitów o czymś tam albo daje ci takie wejście do zastanowienia się dalej, tylko daje ci jakiś gotowiec w postaci jakiejś tam listy czegoś. Magiczna pigułka. 

Kiedyś była popularna taka książka o nawykach ludzi sukcesu. Znaczy nadal ona jest w sprzedaży, ale to są właśnie takie tytuły, po które my chętnie sięgamy. Tylko problem w tym, że nie jesteśmy w stanie odwzorować sobie w swoim życiu cudzego życia. Bo mamy po pierwsze inną przeszłość, po drugie inne warunki, w których się wychowujemy, i po prostu inne potrzeby czy możliwości. Więc właśnie sęk w tym, żeby to jak działamy, było dostosowane do naszych potrzeb.

Taką chyba najbardziej znaną, najbardziej popularną metodą, która już mam wrażenie, że tak trochę się wygasza, jest gadanie o tym, żeby zjadać na początku dnia żaby. Czyli żeby brać jako pierwsze zadanie, które jest najgorsze i od którego ci niedobrze. No wszystko fajnie i u wielu osób to owszem może się sprawdzić. Natomiast dla wielu osób to będzie perfekcyjny przepis na absolutnie spierniczony dzień. Na złapanie takiej blokady, czasami wręcz mentalnej, od początku dnia. Są osoby, które potrzebują rozruchu. Potrzebują stopniowego wejścia w jakiś tam rytm pracy i to wejście w rytm pracy nie odbywa się zadaniem kobyłą.

Marta: To jest zdecydowanie prawda. Tu ADHD-owcy mają właśnie z tym problem i to zazwyczaj nie działa w tym przypadku. Tu się lepiej sprawdzi odwrotne podejście. Czyli najpierw zrób to, co będzie dla ciebie łatwe i szybko będziesz miała ten efekt widoczny. Tą nagrodę „odhaczone”, a dopiero potem, jak się rozkręcisz, wkrocz w inne rzeczy. No i właśnie to jest ta kwestia predyspozycji, które mamy.

Jeszcze zostając trochę w tym temacie kolejne z takich zdań – już mam wrażenie wyświetlanych niesamowicie – ale nadal często powtarzanych: „Wszystko jest kwestią organizacji”. Bardzo jestem ciekawa, jak to widzisz, jak ci z tym? Czy faktycznie wystarczy się lepiej organizować i po prostu świat nam pada do stóp?

Monika: Ojej, no nie! I to jest, mam wrażenie, po prostu woda na młyn dla poczucia winy. Dla osób, którym jest trudno, a chciałyby wszystko. Albo takie mają poczucie, że powinny to wszystko robić. Oczywiście, że nie wszystko jest kwestią organizacji, no bo choćby się człowiek skichał, to doby nie rozciągnie. Jeśli suma czasu potrzebnego do wykonania wszystkich rzeczy w danej dobie przekracza 24 godziny, no to się nie wyrobisz. Nie ma szans. I oczywiście ktoś tu może powiedzieć: „no ale delegowanie” i tak dalej To jest oczywiście super. Ja jak najbardziej jestem za, bo też jakieś takie dziwne przekonanie czasami mamy w głowach, że trzeba robić wszystko samemu. Nie! Nie trzeba. 

W ogóle wiele rzeczy możemy sobie poskreślać z listy i nikt naprawdę od tego nie umrze. Tylko zwróćmy uwagę, że jeśli rozpatrujemy delegowanie to trochę też inna sprawa, bo to nie jest tylko kwestia samej organizacji tej danej osoby, tylko zaangażowanie dodatkowych zasobów. I wtedy mamy organizację plus dodatkowe zasoby. Więc jesteśmy tutaj o krok dalej.

I oczywiście w kontekście organizacji, no to istotne są czynniki i te, na które mamy wpływ, i te, na które wpływu nie mamy i są od nas niezależne. I bardzo często zauważam, że na co dzień jest pomijany wpływ takich bardzo drobnych rzeczy, które nam się dzieją w ciągu dnia. Patrz chorujące dzieci, my w jakimś gorszym stanie, to równie dobrze może być… migrena – to jest mój na przykład personalny przykład. Ja wiem, że kiedy mam taki stan, to potrzebuję zupełnie inaczej tym dniem zarządzić i praktycznie nie ma szans, żebym była w stanie zrobić to, co sobie tam wcześniej założyłam. Co bym była w stanie zrobić, gdyby tej sytuacji nie było.

Ma znaczenie to z jakim zestawem przekonań wchodzimy w życie, ale z drugiej strony nie chodzi o to, żeby się taplać w takim błotku niemożności zrobienia jakichś rzeczy. Tylko zauważyć: mam takie warunki, na te rzeczy nie mam wpływu, ale na co mam wpływ dalej? Co ja mogę z tym zrobić? I to ma bardzo duże znaczenie, bo umiejętność reagowania na pewne rzeczy bardzo mocno się wiąże z neurobiologią naszego mózgu.

Nasz mózg jest neuroplastyczny, a to oznacza, że posiada zdolność do przystosowania się do zmieniających się warunków środowiskowych, do reakcji na to, co się dzieje. Powstają wtedy nowe połączenia w mózgu. Te które są, mogą się utrwalać, zmieniać. To oznacza, że nasze nawyki, nasze myśli, pamięć, to jak działamy, mogą ulegać zmianom. I w zależności od naszego doświadczenia i podejmowanych działań, jesteśmy w stanie trochę ten mózg sobie przetrenować.

Tutaj, zakręcając trochę do tematu organizacji, nie wszystko jest kwestią organizacji, ale na pewno to, co możemy zrobić, to dobrze z tym mózgiem pracować, żeby nam z tą organizacją było łatwiej, w zależności od tego, co się tam u nas w życiu dzieje. I to jest super rzecz, której mam wrażenie, że bardzo, bardzo nie doceniamy właśnie w pracy nad produktywnością.

Marta: Ja tak zagaiłam o tym, że wszystko jest kwestią organizacji, dlatego że mnie to zdanie strasznie triggeruje. Kiedyś, głównie w takim kontekście macierzyńskim, bo to się niesamowicie często pojawiało jako taka dobra rada. Ktoś na jakimś forum, na grupie facebookowej, przychodzi się pożalić, bo po prostu sobie nie radzi, nowa sytuacja, dziecko, a ktoś inny mówi, że „ja to sobie radzę, robię to tamto i siamto i to jest wszystko kwestia organizacji”. I dzisiaj podobnie widzę też w kontekście biznesowym, że w ten sposób pada to zdanie. 

Natomiast prawda jest taka, że to jest kwestia zasobów, bo żeby się organizować, to ty musisz mieć co organizować. Ja tu zawsze taki sztandarowy przykład przytaczam, że mamy dwie mamy i one by chciały chodzić raz w tygodniu na fitness. Jedna mieszka w dużym mieście, ma prawo jazdy, swój samochód zaangażowanego męża, tatę tego dziecka i dwie pary dziadków, które bardzo chętnie z tym dzieckiem zostają. Więc u niej to jest kwestia tego, że ona wybierze jedną z tych osób i dogada się z nią na termin, że wtedy dziecko przez godzinę czy dwie będzie pod opieką. 

A druga mama ma małe dziecko plus jeszcze dwójkę starszaków, jest świeżo po rozwodzie. Sytuacja finansowa jest taka powiedzmy so -so, nie ma samochodu. No i mniejsze miasta to są też mniejsze możliwości. No i tutaj już zorganizowanie sobie tego samego wyjścia na fitness raz w tygodniu, to będzie totalnie inne wyzwanie logistyczne. Strzelanie jej w twarz hasłem, przecież to jest kwestia organizacji to jest zwyczajnie świństwo. I to właśnie rodzi w człowieku takie poczucie, że ja nie ogarniam, a wszyscy inni sobie radzą świetnie. Masz jakiś pomysł jak z czymś takim pracować, jak się w człowieku budzi takie poczucie, że wszyscy inni to są super i ogarniają, a ja po prostu nie wiem jak żyć?

Monika: Tak, tak, ale muszę się odnieść do tego. Coraz rzadziej trafiam na takie rady. Myślę, że to jest kwestia jakiejś bańki internetowej, w której człowiek się porusza. Bardziej internetowej, bo na co dzień tego nie doświadczam. Natomiast jak słyszę coś takiego, to przewracam oczami. I tak baaardzo przewracam mentalnie oczami Mam poczucie, że w żadnym sensie to nie pomaga. To nie ma szansy pomóc. Jeszcze czasami do takiego zestawu może dojść rada w stylu: „No to zmień pracę i się przeprowadź do tego większego miasta”. OK, to może być sensowna rada na dłuższy plan, natomiast to nie jest coś, co pomoże tej osobie w tym danym momencie wykonać jakikolwiek krok ku zmianie.

A te zmiany mają większy sens i są też łatwiejsze dla nas, kiedy my je robimy krokami. To nie jest dobra rada, to nie jest wspierające w żadnym sensie. Jeśli ktoś w ten sposób do nas mówi, to można by się zastanowić, czy to jest fajna relacja. Jeśli nam zależy na tej relacji, postawić jakąś granicę i uświadomić tej osobie, że to nie jest dla nas wspierające. Ja potrzebuję teraz czegoś innego, jest mi ciężko, nie mam zasobów.

Natomiast, jeśli chodzi o to poczucie, że ja nie ogarniam, a inni ogarniają i porównywanie, to warto sobie uświadomić kilka rzeczy. Pierwsza z nich jest taka, że porównywanie się jest rzeczą naturalną. Człowiek tak funkcjonuje, że porównuje się do innych. Patrzy jak inni robią i na przykład próbuje sobie przenieść to, co inni robią do siebie. Wszyscy w jakiś sposób patrzymy na siebie i testujemy, co ci inni robią. Zmieniłabym trochę myślenie o tym porównywaniu się. Ono ewolucyjnie ma sens. Ono nie ma za cel nam szkodzić, tylko po prostu jest naturalnym zjawiskiem. Natomiast to, co pojawia się z automatu, niekoniecznie musi rządzić naszym życiem. I w tym tkwi cały szkopuł.

Ja bardzo lubię takie powiedzonko, że nie porównuj cudzej wystawy do własnego zaplecza. Bo na wystawie są czasami bardzo różne rzeczy. I w social mediach to widać naprawdę bardzo dobrze. Tam najczęściej jest wystawa. Nawet jeśli trafimy na kogoś, mówię to też z mojego doświadczenia, kto pokazuje też i blaski i cienie. Czyli na przykład ja. Tworzyłam kurs online i dzieliłam się jakimiś trudnościami na Instagramie. 

I to jest krok do tego, żeby pokazać takie bardziej prawdziwe oblicze tej wystawy, ale i tak nie pokażemy wszystkich niuansów. Nie jestem w stanie tym osobom pokazać mojego wnętrza, moich emocji. Namacalnie pokazać tych trudności, z którymi się mierzę. Tu nie zamierzam występować w obronie osób, które pokazują pudrowe życie, absolutnie nie. Chcę pokazać tylko kontekst, że to jest bardzo trudne. I ten obraz, który my dostajemy, mówię szczególnie o social mediach, bo to jest perfekcyjna platforma do porównań. Naprawdę internet, jakiś taki świat, nazwijmy to publiczny. Nie znamy historii tej osoby, nie wiemy co jest w tle. Być może na tym zapleczu jest jakiś syf, tona kartonów

Marta: Szczury

Monika: Szczury i inne złe rzeczy. Być może nie chcielibyśmy mieć tamtej wystawy z takim zapleczem. I to nasze zaplecze i nasza wystawa może ostatecznie by się okazały całkiem fajne.

To, co można sobie zadać, to jest pięć pytań zdrowego myślenia. Są bardzo fajne, ich źródło jest w teorii CBT. Pozwalają trochę bardziej osadzić się w rzeczywistości, trochę bardziej, trochę zdystansować do tego, co myślimy w kontekście porównywania się. I to jest takie pięć pytań:

·         Czy moja myśl jest oparta na oczywistych faktach?

·         Czy ta myśl pomaga mi chronić moje życie i zdrowie?

·         Czy ta myśl najlepiej pomaga mi osiągać moje cele?

·         Czy ta myśl najlepiej pomaga mi utrzymać dobre relacje z innymi ludźmi?

·         Czy dzięki tej myśli odczuwam te emocje, które chcę odczuwać.

Jeśli zaczniemy się porównywać właśnie w tych social mediach, a potem prześledzimy sobie te pytania, to trochę jesteśmy w stanie się tak emocjonalnie powiedzmy odsunąć. To jest taki action item, który można zrobić bez bardzo głębokiej pracy z przekonaniami, ale to można zrobić tak naprawdę od ręki.

Marta: Myślę, że to jest taka fajna kotwica, kiedy nam się załączają takie myśli w głowie. Ja bym tutaj jeszcze dodała taką rzecz, że nikt nie ogarnia. To znaczy, może inaczej, nikt nie ogarnia wszystkiego cały czas. I to jest tak, że jak ktoś świetnie robi biznes, Instagramy, super sprzedaje, to na przykład na chacie ma rozwałkę, albo obiady zamawia wyłącznie na wynos. To nie jest tak, że wszystkie te klocki idealnego życia u jednej osoby są na swoim miejscu. To zawsze jest coś za coś. Ponosimy za to jakiś ukryty koszt. Czy to jest nasz czas, bo np. krócej śpię, żeby zrobić coś tam. Czy to są pieniądze, które zapłacę jakiemuś podwykonawcy na gruncie biznesowym czy pani od sprzątania albo niani, cokolwiek.

Nikt samodzielnie nie ogarnia. Uświadomienie sobie tego, że każdy ma jakieś takie obszary, gdzie są pewnie niedociągnięcia, gdzie sam czuje, że inni to ogarniają, a ja nie – mimo tego, że w innych obszarach jest po tej drugiej stronie – jest takie uwalniające Że wszyscy jesteśmy ludźmi, no i już.

Monika: Z mojej perspektywy to nie chodzi w życiu o to, żeby wszystko ogarniać. Jakkolwiek dla niektórych to może być jak można takie coś powiedzieć, bo wszystko powinno grać i śmigać. Ja tak nie uważam, bo myślę, że ciężko jest mieć zasoby na ogarnianie wszystkiego i nie wszystko jest tak samo ważne. Czy warto jest poświęcać energię tym rzeczom, które mają dalsze znaczenie?

Dokładnie o tym, o czym ty mówisz, nagrałam odcinek, bo ja sama mam pierdeliard takich rzeczy, których nie ogarniam. I to jest OK. Ogarniam prawie wszystkie te rzeczy, które są dla mnie ważne, niektóre też są dla mnie wyzwaniem, ale nie to jest celem. Z mojej perspektywy oczywiście.

Marta: Ja zgadzam się tutaj z tobą w pełni. No to teraz wrzucę taki kamyczek na ten grunt produktywności. A co, jeśli mi się zwyczajnie nie chce? Ja wiem, co zrobić, jak to zrobić, ale mi się nie chce. Jak to się ma do bycia produktywnym?

Monika: Powiedziałabym, że ma się OK. Kiedy słyszę: „A co jak zwyczajnie mi się nie chce?”, to mam taką myśl, że chyba nie ma czegoś takiego, jak „zwyczajnie mi się nie chce”. Bo ewolucyjnie człowiek nie ma interesu w tym, żeby nic nie robić. Przy czym jako nic nierobienie, nie rozumiemy odpoczywania. Odpoczywanie to też jest robienie czegoś. Robisz właściwą rzecz we właściwym czasie, taką jakiej teraz potrzebujesz. 

Wydaje mi się, że taki stan wynikać może z kilku rzeczy. Oczywiście takie podstawowe, to jest temat, który się już tutaj przewinął mimochodem, czyli zasoby. Jak człowiek jest niewyspany, zmęczony, przebodźcowany, przeciążony obowiązkami, z różnych powodów, czy masz taką sytuację życiową, czy jest problem w tym, żeby eliminować rzeczy, bo nie wszystkie są tak samo ważne, no to sorry, ale ciężko o chęci do działania. Po prostu z pustego i Salomon nie naleje. Bak chęci do robienia czegoś w życiu się w końcu wyczerpuje. I co więcej, on się sam z siebie nie zapełnia. Trzeba wykonać pewną akcję.

Nic nie będę teraz robić, będę tylko odpoczywać, dawać mózgowi przestrzeń, to jest właśnie ta akcja, o którą prawdopodobnie nam tutaj chodzi. Innym wątkiem jest kwestia zdrowia psychicznego i fizycznego. Właściwie nie powinnam tego rozdzielać, bo to jest ze sobą powiązane. Może być tak, że to nie chce mi się, wynika na przykład z depresji. Więc tutaj profesjonalna pomoc jest jak najbardziej wskazana. 

To może być też problem niezdiagnozowanego ADHD u osób dorosłych. Ten temat coraz częściej omawiany jest publicznie. Brak psychoedukacji też mamy dosyć duży. Osobom z ADHD może pomóc psychoedukacja i lub farmakoterapia.  Ale jeśli osoba ma taką trudność, a nie ma tej świadomości, no to nie chce mi się, tak ujmowane, może się pojawiać częściej.

A jak już tak serio nie wiesz, dlaczego ci się nie chce, to to, co ja bym powiedziała, że warto robić, i sama staram się robić zawsze to jest po prostu odpuścić na jakiś czas. Zrobić przestrzeń, bo możliwe, że człowiek w tym momencie doświadcza czegoś takiego jak reaktancja psychologiczna. Czyli nacisk rodzi opór. Ty ciśniesz sama siebie – w teorii spoko, bo to nikt z zewnątrz – no, nie? No sama siebie mogę. Potrafi tutaj się pojawić opór w wyniku wewnętrznego nacisku. I ten moment, kiedy damy sobie trochę przestrzeni i mówimy OK, ja teraz tego nie robię, nie szukam na siłę sposobu na to, może sprawić, że się odblokuje. 

Nie muszę daleko szukać, bo akurat mam ten przykład na świeżo. Odezwałaś się do mnie z tematem nagrania w takim momencie. Niedawno pisałam o tym w newsletterze. Czułam takie podcastowe wypalenie. Nagrywam podcast od 2021 roku. Co dwa tygodnie wychodzi odcinek i już któryś tydzień chyba zmagam się z tym, że nie mam ochoty nagrywać żadnego odcinka. mam 20 pomysłów na liście, ale żaden mi nie pasuje. Mówię, dobra, napiszę sobie o tym w newsleterze i odłożę ten temat. Jak mi wpadnie coś do głowy, to nagram. Jak nie, to nie. Napisałam o tym w newsleterze i pomyślałam o, jakoś tak lepiej. Jakoś tak lżej. To czasem bywa i tak.

Marta: Ja ostatnio trafiłam na jakiś urywek podcastu, nie pamiętam niestety jakiego, przyznaję się bez bicia, który gdzieś na jednej z platform do scrollowania mi się napatoczył. Tam była mowa o tym, że lenistwo nie istnieje, że to jest generalnie bullshit, bo właśnie to jest to, co ty mówiłaś. Jeżeli ja czegoś nie robię, to oznacza, że albo nie mogę tego zrobić z różnych powodów – choroba, brak zasobów, brak możliwości, albo nie chcę tego zrobić. Bo to nie jest dla mnie ważne, albo jest mniej ważne niż coś innego w danej chwili, nawet jeżeli to jest właśnie intencjonalny odpoczynek i nic nierobienie, nazwijmy to potocznie. 

Więc ten koncept lenistwa istnieje tylko po to, żeby wpędzać kogoś w poczucie winy. Ty nie robisz czegoś, więc jesteś leniwa i pyk, masz etykietkę. Bez tej przestrzeni na to, że ludzie mają różnie priorytety, potrzeby i że one też u jednej i tej samej osoby zmieniają się w czasie. To nie jest tak, że raz na zawsze to jest dane. A tutaj mamy albo robisz tak jak ja, albo społeczeństwo od Ciebie oczekuje, albo po prostu jesteś śmierdzącym leniem.

Monika: Ten temat jest dużo głębszy niż się z pozoru wydaje. Czy istnieje, czy nie istnieje? Ja bym powiedziała, że jak myślę o języku, którym ja sobie opowiadam w świat, to tym, co bardziej mi by służyło, to jest myślenie o tym, że nie istnieje. W sensie, ja do siebie nie mówię w ten sposób. I raczej nikomu nie gadam też w ten sposób, chyba że chcę właśnie skrytykować. To narzucanie na kogoś presji i wpędzanie w poczucie winy, bo to długofalowo nie sprawia, że jest lepiej. A moją intencją nie jest to, żeby komuś dowalać, tylko wręcz przeciwnie, żeby pomagać. Może być też tak, że to, że nie robimy, spełnia nam bardzo konkretną potrzebę. Bo czasami za tym, że my coś zrobimy, na przykład nie sprokrastynujemy, wiążą się pewne konsekwencje.

Weźmy działkę, którą ty się zajmujesz, powiedzmy, że ktoś zrobi superprodukt, on się będzie super sprzedawał, no ale sukces też ma swoje konsekwencje. Na przykład społeczne wyższe oczekiwania. Więc być może lepiej jest zaniechać tego działania. I tu mówimy o jakimś takim, nazwijmy to drugim mózgu. Takim, którego nie jesteśmy do końca świadomi. Tu by trzeba było się dokopać bardziej do głębszych przekonań, które stoją za jakimś działaniem. Brzmi być może absurdalnie, ale może być realnym zagrożeniem. Nasz mózg służy temu, żeby nas ochronić. I jeśli wyjdziemy z tego miejsca, to dużo łatwiej jest nam zrozumieć często swoje zachowanie, innych zachowanie, jest łatwiej wyłapać przekonania, które nam nie służą i coś z tym dalej zrobić. Bo bez tego wyłapania nie ma szans, błądzimy wtedy we mgle. Nie jesteśmy w stanie zauważyć tego, co tak naprawdę blokuje i robi nam szkodę.

Marta: To prawda. W ogóle w bardzo wielu obszarach wyłapywanie różnych przekonań, które my gdzieś mamy wdrukowane, często nieświadomie, bywa kluczem do rozwiązania jakiejś sytuacji. Jeszcze wracając do tego lenistwa, powiem Ci, że ja lubię sobie to odwracać znaczeniowo i dla mnie lenistwo niekoniecznie musi być pejoratywne. Ja na przykład zawsze mówię, że leniwi to są najlepsi pracownicy. Dlaczego? Właśnie dlatego, że to jest osoba, która zawsze znajdzie sposób na to, żeby robotę zrobić sprytniej i szybciej, a nie odsiadywać tak zwane dupogodziny. Więc ja lubię na to właśnie patrzeć w tym kontekście. 

Ale w przestrzeni publicznej, zwłaszcza właśnie tutaj w sieci, w tych kręgach biznesowych nazwijmy to, widać taki wyraźny trend, który mówi dalej, szybciej, mocniej. Po prostu jak nie wstajesz o 5 rano i nie zasuwasz przez 10 godzin w pracy, to niczego nie osiągniesz. Czytać, tak, spoko, ale tylko rozwojowe pozycje albo ewentualnie coś, co podnosi ci skille w pracy. Jak masz coś obejrzeć, no to kurs, a nie serial. A najlepiej jeszcze w trakcie rób coś innego, żeby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. No więc jak to jest z tą produktywnością? Czy ona może być szkodliwa w jakiś sposób, nadmierna? Widzisz jakieś zagrożenia, które z tego płyną?

Monika: No ba, oczywiście że tak! Jeśli będzie rozumiana w ten sposób, o którym mówisz. Nadal mam wrażenie, że jest dużo osób, które w ten sposób podchodzą do tematu. Są osoby, do których to trafia. Sama mam takie momenty, okresy w życiu, gdzie potrzebuję więcej wcisnąć gazu i przyspieszyć. Ale są też inne dla równowagi, przy których potrzebuję wcisnąć hamulec. Problem w tym, kiedy ten hamulec się nigdy nie pojawia. Tych zagrożeń jest bardzo dużo na różnych poziomach.

Taką pierwszą rzeczą jest podejście, w którym wartość człowieka mierzymy liczbą rzeczy skreślonych z listy. Czy to innego człowieka, czy siebie. Że to jest jakiś taki wyznacznik czegoś mówiącego dobrze o tobie. A skreślać z listy można pierdoły. Można rzeczy, które w ogóle się na tej liście nie powinny znaleźć. I równie dobrze możesz nie skreślać niczego z listy, bo po prostu masz trudny czas. I brakuje mi w tym takiego Może samowspółczucia to jest złe określenie, bo to pojawiło mi się w głowie, ale takiego bycia dla siebie dobrym. To jest to, czego mi zawsze brakuje, jak widzę treści związane ze szkodliwą produktywnością – takiego balansowania. I też mam poczucie, że takie treści sprawiają, że trochę bardziej sklejamy swoją tożsamość z tym, jak produktywni jesteśmy i ze swoją pracą. 

Wtedy wystarczy jakiś przewrót w życiu, kiedy my potrzebujemy tę robotę jednak odłożyć na bok, i nagle po prostu cały domek się sypie. Można sobie wyobrazić – jako koło i podzielić to koło na różne obszary życia. I te obszary oznaczyć procentowo, gdzie wycinek tego koła odpowiada jakiemuś procentowi jaki zajmuje dany obszar w twoim życiu. Jeśli praca zajmuje 50 procent twojego życia (przy czym nie chodzi o czas, chodzi bardziej o myśli, energię, bo czas nie do końca jest tutaj wymierny). No to wyobraź sobie, że to ci się posypie. Masz połówkę koła. Koło jedzie? No nie bardzo. Nie? Jak masz jakiś mniejszy wycinek, no to z przestankami, ale pojedzie. I to o to chodzi, żeby to życie się nie posypało.

Nawiążę jeszcze do neurobiologii, bo tutaj to ma duże znaczenie i rzadko mam wrażenie, że się o tym mówi. Mamy różne rodzaje stresu. Eustres i dystres. Eustres to jest ten mobilizujący, dystres to jest ten bardziej paraliżujący. Jeśli na kogoś takie wyższe tempo pracy, tak to nazwijmy, działa fajnie, napędza, jest jakaś pozytywność, chęć do działania, no to nie ma się czego czepiać. Super, mamy eustres. Problem w tym, że często pojawia się dystres, przez to, że to napięcie jest ciągłe, długie, że nie ma momentu rozluźnienia, rozprężenia.

A jeśli doświadczamy dystresu, to odcina nam się (spłycam trochę, żeby ułatwić przekaz) kora przedczołowa, która odpowiada za logiczne myślenie, za przetwarzanie informacji na rzecz ciała migdałowatego. Też inna struktura w mózgu, która między innymi odpowiada za odpowiedź na stres. Taką w naszym zachowaniu. To są też odpowiedzi autonomiczne, na poziomie wydzielania neuroprzekaźników i tak dalej. 

I to sprawia, że wtedy funkcjonujemy w trybie przetrwania. Nie ma wtedy szans na dobrostan w dłuższej perspektywie. Nie ma. Więc tak, to może być szkodliwe. Oczywiście to się potem przekłada na przewlekły stres, na zwiększone ryzyko innych chorób i tak dalej. Tu już w ogóle abstrahujemy od tej części związanej z organizacją. To się potem przekłada po prostu na niemalże każdy obszar życia.

Marta: Tak, bo to ma mega wpływ właśnie na samoocenę. Bo my budujemy na tym w jakiś sposób swoją tożsamość i kiedy nagle nam się to gdzieś sypie, no to następuje jakaś dezintegracja, bo ja już nagle nie wiem kim jestem.

Monika: Tak, tak. I to też może znowu powodować dystres, no bo eustres to nie za bardzo i napędza się. Da się oczywiście to zrobić inaczej, tylko wtedy nie mamy szybciej, mocniej, bardziej. Wtedy mamy działanie stopniowe. Takie wiesz, jeśli ktoś ma potrzebę podwyższania sobie poprzeczki – lubię to określenie – to robimy to bardziej stopniowo. Wtedy budujemy sobie odporność psychiczną, rezyliencję. Pod takim hasłem też można tego szukać. Wtedy ten sam zestaw rzeczy do zrobienia dla jednej osoby będzie mobilizujący, czyli będziemy mieli sprzyjający eustres, a dla drugiej osoby będzie absolutnie paraliżujący.

A różnica między tymi dwoma osobami jest taka, że jedna osoba stopniowo zwiększała sobie tę odporność albo ma ją z dzieciństwa, bo też rodzic może budować w dziecku tę rezyliencję.  Tu znowu wchodzimy też w takie rzeczy, na które my nie mamy wpływu. Mamy wpływ na to, jaką odporność sobie budujemy teraz, czy to robimy wszystko na hura czy małymi krokami. I w ten sposób sobie to można stopniowo budować. Tylko sęk w tym, że to się trochę gorzej klika, mniej mamy na to chęci. Bo to nie jest rozwiązanie, które jesteś w stanie zrobić z dnia na dzień. To jest proces, któremu trzeba trochę poświęcić. A właściwie czasami trzeba się bardziej przyhamować, żeby to się mogło zadziać stopniowo i żeby dać temu czas.

Marta: Tak, to już nie jest takie proste. Tutaj jeszcze wróciłabym do kontekstu, bo to ma duże znaczenie. I wpadanie w te rady, podążanie za tymi radami właśnie ciśnij, wstawaj o piątej rano i tak dalej. Bez wzięcia pod uwagę kontekstu osoby, która daje te rady w zestawieniu z tym, jak ja żyję i jak wygląda moja rzeczywistość. To też generuje problemy, bo te osoby, które cisną i pokazują jak to one cisną to najczęściej są faceci, bezdzietni single, albo na barkach żony czy partnerki zostaje zajmowanie się całym tym backgroundem domowym. Oni zazwyczaj nie mają innych zobowiązań poza tą pracą i tym obszarem. 

Chodzi mi tu wiesz… opieka nad rodzicami starszymi, jakieś takie przeróżne rzeczy, które gdzieś tam się w życiu mogą wydarzać. I pokazują właśnie ten swój wzorzec jako jedyny słuszny. I patrzy na to mama na macierzyńskim, która chce wrócić do pracy, no i chciałaby sobie tą organizację poprawić – albo to niekoniecznie musi być kobieta, bo to równie dobrze może być facet, który ma totalnie inny kontekst życiowy – i się po prostu zderza ze ścianą. I tu znowu zataczamy kółko do tego, że wszyscy sobie radzą, a ja nie. Więc wywoływanie czegoś takiego w ludziach to jest właśnie jedno z zagrożeń, które płynie z lansowania takiego podejścia.

Monika: Wiesz czego brakuje w tym przekazie? Mówienia właśnie o tym kontekście. Bo jakiś tam facet, mający jakieś tam sukcesy, który jest odciążony z pewnych codziennych rzeczy przez kogoś. To może być osoba, której po prostu zapłacono i wspiera tę rodzinę, albo że na taki układ się zdecydowali, że on robi ten biznes, ona zajmuje się domem Pracuje na rzecz domu. Podkreślmy, to jest praca.

Marta: Ciężka, trudna, wyczerpująca, obciążająca psychicznie

Monika: Ze swojego poziomu zawsze czuję potrzebę, nawet jako osoba bezdzietna, podkreślenia tego, że to też jest praca. To brakuje pokazania albo po naszej stronie trochę przypominanie naszej głowie, że ej, kontekst jest ważny. Bo ludzie mogą się dzielić swoim doświadczeniem. Ten typek może powiedzieć, jak on sobie organizuje życie i firmę. Tylko idealnie by było, gdyby do tego jak to wygląda u niego w firmie był ten kontekst. Z czego dodatkowo korzystamy albo z czego rezygnujemy. Dzięki czemu to jest możliwe. Jakie zasoby zaangażowałem po drodze. Szukając takiego bardziej namacalnego przykładu, bo w sumie tego nie powiedziałam na początku, pracuję jako programistka – to jest moje podstawowe na ten moment źródło dochodu. 

I dodatkowo mam działalność w sieci. No i powiedzmy, że ktoś by teraz porównywał, że wychodzi u mnie podcast co dwa tygodnie, a ja nie będę w stanie robić co dwa tygodnie, bo mam pracę i tak dalej i tak dalej. No to istotny jest kontekst, który wygląda tak, że OK ja na początku wszystko montowałam sama i robiłam sama, czyli w tym 2021 roku, ale stopniowo dokładałam kolejne klocki, które pozwalały ściągać ze mnie te rzeczy, których ja nie lubię. Czyli zdecydowałam się dołożyć zasobów, w tym przypadku po prostu kasę, żeby komuś oddelegować montaż, transkrypcję, czyli rzeczy, które po prostu są dla mnie bólem w tyłku, mówiąc wprost. I jest mi łatwiej tworzyć podcast niż o sobie, która albo nie ma środków w tym momencie albo nie chce tego robić. Nie chodzi też o to, żeby tu się jakoś specjalnie biczować albo mówić, że coś jest nie do zrobienia, tylko żeby mieć świadomość co za tym stoi i jak możemy sobie pewne rzeczy ułatwiać albo utrudniać w drugą stronę.

Marta: Tak, znowu zasoby. Generalnie, graj z tym, co masz. Nie próbuj grać tym, co ma ktoś inny. To do czego ty nie masz dostępu. No dobra, a gdzie jest granica? Wiesz, jak rozpoznać tą granicę między taką mądrą produktywnością, która faktycznie nam służy, która pozwala nam w jakiś sposób działać skuteczniej od tej właśnie chorobliwej, cisnącej dalej, szybciej, więcej? Czy istnieją jakieś czerwone flagi, na które warto uważać, nawet właśnie odbierając takie przekazy z zewnątrz gdzieś od osób, które o tej produktywności mówią?

Monika: W pytaniu zawarłaś trochę odpowiedź, bo właśnie tą granicą, tą czerwoną flagą będzie to, co powiedziałaś – dalej, szybciej, więcej. I gdzie nie ma kontekstu warunków, jakie ktoś ma i możliwości. Będzie też bardzo dużo takich czarno-białych określeń, które super funkcjonują w internecie, natomiast bardzo często nie przystają trochę do rzeczywistości. Bo jeśli rozmawiamy o produktywności, a do tego dołożymy kontekst psychologii, też neurobiologii, tego jak działają nasze mózgi, neuroróżnorodności, o której sama wspomniałaś, to jest dużo odpowiedzi to zależy. Jest dużo odcieni kolorów i w ogóle. 

Nie ma takich czarno-białych rzeczy. A jeśli są, to jest ich naprawdę bardzo, bardzo mało. Taką czerwoną flagą jest też to, kiedy pojawiają mi się jakieś takie wyrzuty sumienia, jakieś nieprzyjemne emocje związane z odbiorem jakiejś treści. Kiedy ja się czuję gorzej. Zieloną flagą będzie, kiedy na przykład ktoś mnie skłoni do zastanowienia się hmm, to jest ciekawe, hmmto jak mogłabym to zrobić u siebie? Jeśli jest odwrotnie, że czuję się do bani i po prostu, Boże jaka ja jestem beznadziejna, no to to jest red flag. Niekoniecznie w ogóle red flag, ale red flag dla mnie. 

No bo odbiór treści też jest subiektywny. Bardzo. Można być w takim momencie, gdzie określenie ciśnij, dasz radę, możesz wszystko na ciebie zadziała perfekcyjnie – woda na młyn lecę, lecę, działam. Ale to wtedy prawdopodobnie ja jestem w takim stanie, że mam na to zasoby i po prostu to mnie popchnęło. Takie treści ludziom też są potrzebne, tylko w innym momencie prawdopodobnie.

Jak ktoś rzuca tą kwestią organizacji, no to też jest taka red flaga. Jeśli nie ma nawiązania do zasobów. To jest taka moja osobista red flaga. Do zasobów różnego rodzaju, właśnie psychoenergetycznych i tak dalej, bo to pomija taką bardzo ważną rzecz, że żeby może tak obrazowo: żeby ziarenko wykiełkowało, to musi mieć dobre podłoże. A jak człowiek je rzuci na beton i to jeszcze suchy, nasłoneczniony, no to… obstawiam, że może być ciężko. A my się potem dziwimy.  Nie wyrośnie z tego nic sensownego. A my się dziwimy, że… nie rośnie. Te rady, które nie uwzględniają tego, też są takie moim zdaniem śliskie. 

To też nie oznacza, że produktywność to jest tylko siedzenie w pozycji lotosu, czytanie książki codziennie, bo… no nie. Byłabym hipokrytką, mówiąc w ogóle w ten sposób, bo bywają okresy, gdzie zapierniczasz trochę więcej. Szczególnie jeśli masz jakiś swój projekt. No, ty dobrze o tym wiesz. Osoby, które jakieś dodatkowe działania próbują podejmować, mają jakiś swój projekt dodatkowy po godzinach, kurs tworzą albo chcą popodcast jakiś tworzyć. Chociaż może podcast jak regularnie się tworzy, to może niekoniecznie, ale powiedzmy, że bywają takie czasy, gdzie mamy zintensyfikowane działanie. Takie okresy są. 

Tylko problem w tym, co my robimy dodatkowo, jakie działania – ja je nazywam działaniami kompensacyjnymi – w trakcie takiego okresu podejmujemy. I tu nam już wchodzi taka mądra produktywność. Czyli jak ja mogę na przykład o siebie zadbać. Jakie są takie podstawowe, małe rzeczy, które nie wymagają ode mnie dodatkowych, jakichś nie wiadomo jakich działań, ale które pozwolą mi ten czas inaczej spędzić, inaczej przejść niż gdybym po prostu się zanurzyła tylko w tę robotę i po prostu zatopiła się tam. No i po takim czasie przychodzi też taki czas trudniejszy. Więc jest to takie trochę balansowanie, nie tyle balans, bo ja nie lubię tego określenia, bardziej balansowanie. Taka głębsza odpowiedź na twoje pytanie o red flagi.

Marta: To jest bardzo, bardzo trafne z tymi red flagami. Bardzo mi się podobało. Patrz na to, co ci to robi, co tobie to robi w środku i to powinien być główny wyznacznik tego, czy te rady albo czy ta osoba mówiąca o produktywności, to jest ktoś dla ciebie, kto ci pomoże, czy wręcz przeciwnie – będzie cię wpędzał w jakieś tam poczucie winy.

Monika: Bo ja też nie powiem, że te treści są jednoznacznie złe. Dla mnie, tak jak patrzę sobie z psychologicznego punktu widzenia, to robi mi się taki efekt wąskich oczu, czyli taki sceptycyzm, że to może być nie do końca dobrze odebrane. Mam takie zatrzymanie, jak widzę takie jednoznaczne treści, takie bez tych odcięć szarości. Ale wiem, że bywają też takie momenty, kiedy człowiek ich potrzebuje.

Tak samo jak bywają elementy po przeciwnej stronie barykady, kiedy człowiek potrzebuje ojojania, poklepania po pleckach i niczego więcej. Bywają takie momenty. I to wtedy zrobi najlepszą robotę, że ktoś nas ojoja, poklepie po pleckach, bo zrobi nam się lepiej i być może dzięki temu odzyskamy trochę zasobów, żeby być w stanie zrobić dalej. Ale w momencie, kiedy człowiek potrzebuje ojojania, poklepania po pleckach, ktoś by cię zarzucił pierdliardem rad, co ty teraz możesz zrobić i w ogóle to rusz do działania i tak dalej. Witki opadają wtedy, w tamtym stanie.

Marta: Bo to ten beton suchy, na którym ci to ziarenko nie wyrośnie. Tak, to prawda. Zaczęłyśmy od zagrożeń, ale tak jak wspomniałeś, to nie jest tak, że produktywność to jest w fe i kijem nie tykać. To nie jest prawda. No bo prawda jak zwykle leży gdzieś pośrodku i ona po prostu nie lubi skrajności.

Monika: Przecież zajmuję tym i uważam, że to jest super!

Marta: Kiedy faktycznie warto pomyśleć o poprawie swojej produktywności? Poszukaniu może jakichś haków, wskazówek kogoś, kto nas poprowadzi i co możemy dzięki temu tak realnie osiągnąć w dłuższej perspektywie?

Monika: Myślę, że bardzo dobrą odpowiedzią będzie, że wtedy, kiedy ty czujesz, że potrzebujesz. Bo znowu, nie ma żadnego przykazu, żeby być produktywnym, jakąkolwiek definicję produktywności tu wsadzisz. Ja mogę w tym podcaście powiedzieć, że uważam, że moja – ta, którą podałam na początku, czyli produktywność jako sztuka robienia właściwych rzeczy we właściwym czasie, we właściwy sposób – jak sobie zmapujemy na różne obszary życia i potrzeby, że ona się sprawdza bardzo dobrze do tego, żeby się mieć dobrze. 

Ja mogę tak powiedzieć. Ale równie dobrze ktoś może się z tym nie zgodzić. Więc przede wszystkim wtedy, kiedy ty czujesz, że to by ci się przydało, że to jest coś dla ciebie. To może być sytuacja, kiedy zaczynasz dostrzegać, że w pewnym sensie nie ogarniasz życia. Cokolwiek to dla ciebie znaczy. Kiedy na przykład masz coraz większe problemy ze skupieniem się na pracy, na jakichś rzeczach, które masz do zrobienia. Kiedy też dopada człowieka taka frustracja, że coś traci w życiu, że czas przecieka przez palce, a te dni są jakieś takie rozlazłe i nie podoba mi się to. Z naciskiem i nie podoba mi się to. Nie musisz mieć skondensowanych i dni takich, w których coś robisz.

To są takie właśnie myśli, które mogą się pojawić, które mogą sugerować, że faktycznie warto wtedy się tym tematem bardziej zainteresować.

Marta: Jakbyś miała podpowiedzieć, od czego warto zacząć pracę nad poprawą swojej produktywności. Jak to powinno wyglądać? Bo może niekoniecznie będzie to właśnie rzucanie się na realizowanie tego, co ktoś napisze w poście z serii 5 szybkich sposobów na… Jak do tego podejść mądrze, z głową i tak, żeby faktycznie na tym zyskać. Od czego zacząć?

Monika: Jest jedna z takich nielicznych rzeczy. Teraz próbuję liczyć w głowie, ile to jest lat, ale będzie ponad 10 lat, jak się tematem szeroko rozumianej produktywności zaczęłam interesować. I przyznaję Ci się szczerze, że to jest jedyna rzecz, o której ja mówię, że praktycznie nie widzę przypadków, w których nie warto jej robić. Poza jednym takim małym wytrychem, który jest mało prawdopodobny i zaraz o nim powiem.

To jest tak zwany brain dump. Znany z Getting Things Done Davida Allena. Pewnie jeszcze w wielu innych wersjach, w różnych miejscach, można tę metodę znaleźć. Czy ćwiczenie, jakkolwiek sobie nazwiemy. A polega ono na tym, żeby wyrzucać z głowy te rzeczy, które są niedokończone, czasami nawet nie zaczęte – pomysły, pragnienia, wszystko co siedzi w naszej głowie. To jest taka jedyna rzecz, która ze mną została naprawdę przez te wszystkie lata i patrząc właśnie na odcienie szarości, nie dostrzegam tutaj minusów. 

Może być trochę mniej użyteczna dla osób, które magicznie, nie wiem czy pokolenie naszych rodziców miało takie pomysły, że ta osoba się nauczyła, na przykład od swoich rodziców jako dziecko naturalnie takie rzeczy zrzucać – że po drodze ma jakiś notatnik czy coś tam i żeby w głowie nie trzymać, to to sobie to zrzuca. Potrafię sobie wyobrazić taki scenariusz. Nie znam nikogo takiego, ale może taka osoba jest, to wtedy nie będzie widziała takiego super uzysku. I może się pojawić taki zarzut, że nasi rodzice, nasi dziadkowie nie potrzebowali takich rzeczy, bo oni to wszystko mieli w głowach i mieli superpamięć.

Kojarzę jakąś taką analizę, że w porównaniu do naszych dziadków, bodajże, my potrzebujemy w głowie przechowywać kilkaset procent więcej informacji. A to jest zmiana powiedzmy dwóch pokoleń. Zmiany ewolucyjne w naszym mózgu tak szybko nie następują. Żeby człowiek był w stanie udźwignąć taki nadmiar informacji. Więc te nasze systemy przetwarzania informacji trochę nie wyrabiają, po prostu. I też to nie jest tak, że my się stajemy głupsi, mamy gorszą pamięć. Tylko jesteśmy mądrzejsi w innych obszarach życia. 

Zaraz jeszcze nawiążę do tego brain dumpa, ale chcę, żeby to wybrzmiało, jeśli ktoś się zastanawia. To, że z liczydła przeszliśmy na kalkulatory, nie sprawiło, że staliśmy się głupsi. Zaczęliśmy swój mózg wykorzystywać po prostu do innych rzeczy bardziej. Więc podobnie jest z rzucaniem takich rzeczy codziennych z głowy. To jest bardzo proste ćwiczenie, wystarczy sobie po prostu usiąść i zacząć wypisywać, zrobić sobie taką sesję. Z kawusią, z herbatką, kakao, cokolwiek tam człowiek lubi i zacząć to wyrzucać. Można oczywiście dalsze kroki robić i warto je robić, typu posegregowanie tych rzeczy, żeby się nimi odpowiednio zająć, ale sam ten pierwszy krok już potrafi naprawdę zrobić robotę w postaci pościągania tych rzeczy z głowy.

Bo problem jest taki, że one się przypominają w przypadkowych momentach dnia. Najczęściej jak spędzamy czas w toalecie albo pod prysznicem. Wtedy się okazuje, że nie opłaciłam tych rachunków albo cokolwiek innego miałam zrobić, zadzwonić i tak dalej. I to jest dużo takich drobnych rzeczy, które wydają się może nieznaczące, ale jak masz 100 bardzo drobnych rzeczy, które ci w przypadkowych momentach dnia wracają do głowy, no to uwierz mi – nie będzie to sprzyjające produktywności, bo mózg jest bez sensu zajęty różnymi rzeczami.

Marta: System się przegrzewa.

Monika: I to dosłownie. Musiałabym znowu nawiązać trochę do neurobiologii. Bo mamy dwa systemy przetwarzania informacji w mózgu, bottom up i top down. I jeden z nich działa tak trochę na automacie, czyli co wleciało, to idzie dalej. A ten drugi jest taką siatką, która na podstawie twojej wiedzy, twoich doświadczeń, też kontekstu kulturowego, językowego i tak dalej, decyduje co z tymi informacjami zrobić. Czyli czy to jest mi potrzebne, czy ja to ignoruję. No i właśnie ten system nieautomatyczny, on nie wyrabia. Bo on nie działa na automacie. On to musi przetwarzać. I jest czasami bardzo trudno pod tym kątem. To jest jedna rzecz, właśnie ten brain dump, który warto sobie robić na bieżąco.

Jeśli ktoś jest na takim zupełnie początku i nie wybiera sobie rzeczy, które robić w ciągu dnia chce, i może nie kojarzy tego podejścia, to może sprawdzić, co się stanie, jeśli zacznie ograniczać w ciągu dnia liczbę rzeczy do zrobienia. Bo problem polega na tym, że bardzo często chcemy rozwiązywać problemy poprzez dodawanie czegoś zamiast odejmowanie. Dodawanie na przykład nowych sposobów, nowej aplikacji, niekoniecznie magicznych, ale jakichś takich sposobów, które mają nagle zmienić wszystko. 

A czasami właśnie zmniejszenie czegoś, uproszczenie, robi większą robotę. Jeśli ktoś ma swój biznes, nie pracuje dla kogoś, to może zobaczyć, co się stanie, jeśli wybierze top 3 rzeczy do zrobienia na dany dzień. I znowu, każda rzecz nie może zajmować 8 godzin, to wiadomo, bo się nie zepnie, ale chodzi o 3 jakieś najważniejsze rzeczy. A jeśli pracujesz na etacie, to tylko jedną. I zobaczyć co się stanie, przez 5 dni. I ja wiem, że dla osób, które mają po prostu roboty po czubek głowy, to może być absolutny dyskomfort zobaczyć żółtą karteczkę samoprzylepną z 3 rzeczami na biurku. Ale daj sobie 5 dni i zobacz co się stanie. I tylko to. Spojler alert jest taki, że życie wygląda tak, że i tak nie zrobisz tylko tych rzeczy.

I świat się nie skończy, nawet jeśli tylko to by miało być zrobione, ale zwykle coś się pojawia. Musimy reagować też na inne rzeczy. Więc i tak pewnie zrobisz więcej, ale zobacz co się stanie, jeśli swoją energię przekujesz tylko na te trzy rzeczy. To rzucam jako temat do testowania. No i inną rzeczą, którą można zrobić, bardzo często już tutaj u nas w tej rozmowie przewijała, to praca z przekonaniami. Podstawowy sposób, w jaki można to zrobić?

To jest tak zwana mapa przekonań. Na środku piszesz sobie hasło. To hasło to może być na przykład być produktywną albo osoba produktywna. I dookoła tego hasła piszesz myśli, które ci podsuwa twój mózg. Zero cenzury. Po prostu, jeśli tam się pojawiają jakieś niecenzuralne słowa, to dokładnie tak piszemy. Tak jak mózg to wypluł. I potem się przyglądamy, która z tych rzeczy jest taka nie do końca użyteczna. Tam najczęściej będą jakieś takie generalizacje typu zawsze, nigdy, tego typu słowa.

Na przykład, co się może pojawić – że bycie produktywną to bycie ciągle zapracowaną. Jak my możemy to zdanie tak odrobinę zmienić, żeby wpuścić tam nieco powietrza. I to może być na przykład: Bycie produktywną, nie musi oznaczać bycia zapracowaną, szczególnie jeśli będę regularnie odpoczywać i spędzać czas z bliskimi. Lżejsze? Lżejsze. 

Albo osoba produktywna potrafi zawsze laserowo skupić się na pracy i nie sięga wtedy po telefon a osoba produktywna dba o swoją koncentrację, ale ma prawo do gorszych dni, bo skupienie nie jest stałe. Dużo więcej słów, owszem, ale brzmi inaczej. 

Jest w tym oddech, powietrze. I to jest taka bardzo prosta, samopomocowa rzecz w kontekście przekonań, którą z powodzeniem można stosować, tylko trzeba usiąść i tę kartkę, sobie wziąć, zapisać i trochę pokminić. Natomiast bardzo serdecznie do tego zachęcam, bo można wyłapać absolutnie ciekawe myśli i się bardzo, bardzo zdziwić, co ta nasza głowa potrafi sobie wyprodukować.

Marta: Co my tam mamy poprzyklejane do różnych stwierdzeń. Bardzo mi się podoba twoje podejście, wejście takie głębiej w ten temat.

Monika: Zwróćcie uwagę, że głębiej, ale to nie są trudne rzeczy. My tu nie kopiemy daleko, to jest praca bardziej z psychoterapeutą, jak potrzebujemy bardzo głęboko kopać, ale o to chodzi, że te samopomocowe rzeczy, bazowe, proste, też mogą zrobić dużą różnicę. O to chodzi.

Marta: Generalnie takie właśnie fundamenty, nawet przede wszystkim samoświadomość:

·         Jak ja działam?

·         Co mi przychodzi łatwo?

·         Co mi przychodzi trudno?

·         Gdzie potrzebuję wsparcia?

·         Jakie rzeczy mogę odpuścić?

·         Jakich nie chcę odpuszczać?

To jest ten punkt wyjścia, a nie właśnie te 5 magicznych sposobów na. Ale na zakończenie i trochę na przekór temu wszystkiemu, mam do ciebie ostatnie pytanie właśnie o twój ulubiony hack na produktywność albo aplikacja, jakieś narzędzie, jakiś sposób działania, taki mały kawałek, coś przychodzi ci do głowy.

Monika: Ale dałaś trudne pytanie! Bardzo trudno wybrać, tak naprawdę. Z takich rzeczy ćwiczeniowo-narzędziowych to definitywnie brain dump. To jest my love naprawdę. Oczywiście teraz już nie mam tyle tych rzeczy, kiedy sobie siadam i wypisuję. I daję swojej głowie przestrzeń na wyciąganie tych rzeczy, bo w pewnym sensie na bieżąco je obsługuję. Natomiast bardzo dobrze pamiętam te pierwsze razy. Z jednej strony była taka ogromna ulga, z drugiej takie trochę przerażenie Jezu, ile tego jest, mi to potrzebne w ogóle jest? I dlatego bardzo chętnie do tego wracam i robię regularnie. I nie widzę powodu, żeby przestać. Od 8 czy 10 lat już korzystam z tej rzeczy.

Z aplikacji lubię Todoist do zarządzania zadaniami. Tam bardzo fajnie też można robić sobie brain dump bardzo przyjemnie, z poziomu komputera i szybko się to robi. To jest też aplikacja, z której korzystam od wielu lat, ale to jest bardzo subiektywne, bo wchodzą bardzo w grę preferencje. Lubię też aplikacje do blokowania nie tylko social mediów. Chociaż bardzo często podkreślam, że samo ich użycie nie jest rozwiązaniem w nadmiernym korzystaniu z social mediów, bo jest zbyt płytkie. 

Natomiast jeśli pytasz o narzędzia, to bardzo lubię na przykład FreedomStay Focused. Freedom jest płatne, ale jest sporo takich aplikacji, które są bezpłatne. Podeślę ci linka, bo nie wszystkie są dostępne i na iOS, i na Android. A to jest dla wielu osób ważne, bo czasami nie mają po prostu odpowiedników. I ciężko jest znaleźć. Niestety mają bardzo podobne nazwy i właściwie rozróżniać je można tylko po ikonkach czasami. Więc podeślę te, o które dokładnie mi chodzi.

Z takich rzeczy jeszcze może psychologicznych rzucę, bo to jest rzecz, która bardzo mi się spodobała w zeszłym roku. Trafiłam na nią w jednej z książek Samanthy Boardman i to jest teoria autodeterminacji. Super się wiąże z mądrą produktywnością, w której dbamy też o dobrostan. Teoria autodeterminacji Richarda Ryana i Eda Deciego, opublikowana w 2018 roku – nie jestem pewna, czy wcześniej się pojawiły na jej temat jakieś artykuły, natomiast ja artykuł z tego roku kojarzę – która mówi o tym, że człowiek ma trzy podstawowe potrzeby psychologiczne. Autonomii, przynależności i kompetencji. I zadbanie o te trzy podstawowe potrzeby psychologiczne pozwala nam po prostu lepiej funkcjonować na co dzień. 

I jeśli teraz weźmiemy sobie kontekst produktywności i w robieniu rzeczy, a właściwie wybieraniu tego, co robimy albo w tym zakresie, który możemy wybrać (bo czasami, to zależnie od tego jak pracujemy, część rzeczy możemy wybrać, część rzeczy nie), to jeśli zrobimy co w naszej mocy, żeby zadbać o te trzy podstawowe potrzeby, to to może nam zrobić super robotę.

W przypadku autonomii robienie brain dumpa będzie fajnie działało. Wybieranie rzeczy, które chcemy robić – o to chodzi w autonomii. Przynależności, że robimy coś z kimś. I nawet badania pokazują, że osoby bardziej introwertyczne, które na swoich zasadach jakieś mają relacje i kontakt z innymi osobami też super czerpią. No i kompetencja – to się zwykle nam utrzymuje w ciągu tygodnia na stałym poziomie. Ale ona będzie leżała wtedy, kiedy sobie za dużo narzucamy rzeczy bardzo trudnych. I wtedy dobrostan też może siadać. 

Dlatego to optimum tutaj ma bardzo dużo sensu. Samantha Boardman bardzo fajnie napisała, że właśnie dlatego ludzie są szczęśliwsi w weekendy. Bo zwróćmy uwagę, że oni sobie w naturalny, nieświadomy sposób, bardzo często zapewniają po prostu te trzy potrzeby. Autonomia – bo gdzieś tam jadą z rodziną. O, jeszcze przy okazji przynależność. Zaspokojona, bo z kimś. Kompetencja – gotuję coś, co umiem robić, więc daje mi to jakąś tam satysfakcję z tego. Kurde, cudowna rzecz. Sama świadomość tego, że tak to może działać, że te trzy elementy mogą tak wpłynąć na dobrostan. Bardzo zmieniło mi spojrzenie na to, jak układam swoje rzeczy w ciągu tygodnia. Bardziej świadomie zwracam uwagę na to czy te rzeczy są.

Jeśli mam oczywiście taką możliwość. I czasami jak mi się nie chce, tak nawiązując do tego nie chce mi się, z ludźmi spotykać, to już parę razy trafiło się tak, że nawet jak mi się nie chciało, to potem się miałam lepiej. Jak się spotkałam z tymi ludźmi. Oczywiście nie jest to jednoznaczna jakaś zasada czy reguła, bardziej coś do sprawdzenia, ale myślę, że można mieć w głowie tę autonomię, przynależność i kompetencje. Jak sobie jakoś tydzień układamy, czy jak rozważamy, o co warto zadbać, to może to będzie właśnie taki punkt odniesienia do zrobienia tego inaczej.

Marta: Dzięki, że podzieliłaś się z nami swoim podejściem. Mam wrażenie, że to jest taki temat, że mogłybyśmy tutaj siedzieć i gadać jeszcze z dobre dwie albo trzy godziny i te różne rzeczy tylko by pączkowały, zamiast ubywać. Więc to jest ten moment, kiedy stawiamy kropkę. Chyba, że uważasz, że coś ważnego w tym obszarze nie wybrzmiało z tej naszej rozmowy, a chciałabyś, żeby było tutaj powiedziane.

Monika: Wiesz co, Marta, chyba nie. Te rzeczy, które mi się wydają bardzo istotne w kontekście produktywności, takie być może nie do końca obecne w takich szybszych treściach, czyli właśnie te kwestie odporności psychicznej, neuroplastyczności. Takie rzeczy, które się pomija, ale naprawdę one dają nam ogromne możliwości, to się pojawiły, więc myślę, że na ten moment nie. No i że na końcu zapytałaś o te moje rzeczy, i teoria autodeterminacji, która w zeszłym roku mi po prostu zrobiła takie jakieś WOW w głowie i pewne klocki mi się fajnie spięły, to w tym momencie już chyba nie mam nic więcej w głowie.

Marta: Dziękuję ci bardzo. Tobie droga osoba słuchająca dziękuję za spędzenie z nami tego czasu. Wszystkie linki znajdą się w opisie. Będzie też jak zwykle pełna transkrypcja. Także tobie, Monika, dziękuję i do usłyszenia gdzieś w online.

Monika: Bardzo dziękuję, do usłyszenia.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *